piątek, 23 listopada 2012

Poduchowo.

Ile czasu zajmuje zrobienie poduszki? Kilka tygodni, przynajmniej u mnie.  Z gatunku DIY. Może za dużo o guzik, może o dwa, a może kwiatek też zbędny, ale idea "od przybytku głowa nie boli" jakoś teraz mnie nie razi.








 Bardzo mocno czuję ograniczenia swojego aparatu-toż to zwykły cyfrak. Także, kochany Mikołaju, ponawiam życzenie swoje :) Mam nadzieję, że mnie czytasz.







wtorek, 13 listopada 2012

Zanim zrobi sie herbata i mała rzecz o buszowaniu.

Wypad do second handu ( a chadzam tam wciąż) to dla mnie nieustająca 'atrakcja'- nigdy nie wiem co upoluję :) Mam nawet cała rozpiskę kiedy i gdzie jest nowy towar lub wyprzedaż! Toż to cała logistyka, ponieważ w dniu dostawy najlepsze punkty trzeba obstawić pół godziny przed otwarciem.
No ale dziś było spokojnie na tyle, że obyło się bez wyrywania :) Wyniosłam 'tylko' jeansy, sukienkę i bluzę dla mojej trzylatki (brytyjskie i francuskie) za całe aż 7,80.  Z drugiego SH wytargałam zaś kawałek blachy, o takiej:






Nie wiem do czego to będzie służyć (ma 4 dziurki do montażu), ale klimat tamtych lat udzielił mi się i wzięłam w ciemno. Na razie włożę do szuflady, może jakiś pomysł wykluje się.

*****************************************************************************

Robiłam dziś herbatę. Jedną z wielu. Czekając na gwizdek przypomniało mi się o pomalowanym dzbanku. A nie potrafiąc usiąść i w spokoju poczekać na wodę zrobiłam mały bukiet:



Docelowo dzbanek czeka na hiacynty i ma stać się doniczką. A historia jego była mało zacna-siedział gdzieś bidula w piwnicy, obity, brudny w kolorze zgniłej wiśni. Może na wiosnę dostanie jeszcze inny kolor?

I na koniec, już po herbatce czas na bimbrownik. Nie, herbata nie była z prądem, choć bimbrownik i owszem! Wiele win nosił w sobie, zanim stał się tym, czym jest. Zwyczajnie- wzięłam niebieskie światełka z choinki, wsadziłam do środka i świeci! Ten pomysł był zainspirowany bodajże kulami świetlnymi (których jeszcze nie mam...). Pierwsze zdjęcie najlepiej oddaje  kolor rzucanego światła (Mikołaju przynieś mi proszę nowy, lepszy aparat do robienia zdjęć....).




niedziela, 11 listopada 2012

Wypas!

W lodówce leżała dynia. Konkretnie taka:


Padło na ciasto, które robi się tak:

Ciasto: 4 całe jaja zmiksowałam na puszystą masę z 240 ml cukru pudru przesianego przez sitko; do zmiksowanej masy dodawałam stopniowo 250 ml mąki przesianej z 2 łyżeczkami proszku do pieczenia; delikatnie mieszałam napowietrzając. Na koniec dodałam 50 ml mleka i nadal delikatnie mieszałam. Tak zrobioną masę wlałam do brytfanny wyłożonej tylko papierem do pieczenia i włożyłam już do nagrzanego do temperatury 200 stopni piekarnika (opcja pieczenia góra +dół). Ciasto piekłam 8 minut (złoty kolor skórki). Wyjęłam, od razu pozbyłam się papieru i zostawiłam do wystudzenia.

Krem: mus dyniowy (przygotowany dzień wcześniej-upieczona dynia w kawałkach w temperaturze 200 stopni około godziny, wystudzona, zblenderowana bez skórki) wlałam do garnka, dodałam 4 łyżki cukru trzcinowego i 1 zwykłego, nieco cynamonu, kardamonu i imbiru; mieszałam to cały czas na małym ogniu, dodając łyżkę masła, łyżkę soku z cytryny i 1 opakowanie budyniu śmietankowego bez cukru oraz 3 łyżki mąki pszennej; mieszałam do zgęstnienia i jakieś 2 minuty po zagotowaniu; odstawiłam z ognia.

Bita śmietana: 30% śmietanę mocno schłodzoną ubijałam przez 5 minut na sztywno z cukrem wanilinowym (nie miałam wanilii)

Przygotowanie: ciasto przekroiłam na pół, jeszcze ciepły krem wyłożyłam na spodnią warstwę, przykryłam drugą częścią ciasta; całość przykryłam bitą śmietaną (również boki) i włożyłam do lodówki. Po 3 godzinach ciasto jest ścisłe, nie rozwarstwia się.

Po 3 godzinach ciasto zniknęło :D  Było lekkie, puszyste, niebiańskie, słodkie, ale nie za słodkie...

A tu tuż przed 'nieokiełznaną konsumpcją' :)



P.S. Czy ktoś zna inny przepis na krem z dyni do ciast, tortów?

piątek, 9 listopada 2012

Słowotok i pisotok.

Dziś dużo....

Postanowiłam zrobić publiczne podsumowanie - co udało mi się rozpocząć, a co ważniejsze ukończyć od momentu prowadzenia bloga (circa 3 miesiące) oraz co zostało jeszcze do zrobienia i na jakim jest etapie:

Ukończone:

* zegar (tu)
* meblościanka i półki LACK (tu)
* ścienne poroże (tu)
* stołki (tu)
* lampka (tu)
* bimbrownik (w trakcie 'sesji zdjęciowej')

Aktualnie wykańczam, myślę i przegryzam:

* poduszkę zgrzebną
* telefon
* skrzynię małą-na dzień dzisiejszy mam problem z decyzyjnością czym i jak ją przyozdobię
* skrzynię dużą -aktualnie malowana
* galerię ścienną- 3 ramki czekają na szlify, do zagospodarowania w galerii
* Singera- do restauracji, pomalowania i decyzja jaki blat(???)
* stary młynek do kawy- do restauracji
* stary dzbanek- do restauracji, docelowo doniczka


A oto zdjęcia tego co jest już najbliżej sukcesu:








Telefon to zdobycz strychowa; ktoś go okrutnie przyozdobił korektorem i teraz muszę to paskudztwo wyplenić.

Poduszka jest już prawie wymalowana i, co najfajniejsze, powstaje z wojskowego worka. Ma to swoje plusy (sztywna, ciekawie pachnie, nie wiem jak to nazwać) i minusy (misio do leżenia toto nie jest).

Więcej zdjęć niebawem :)



Wczoraj także odebrałam wylicytowaną paczuszkę z benkowo. Cudeńka! Konik i ptaszek są na córkowe urodziny, zaś reszta, hmmmm, mam już pewne plany...:) W każdym razie broszka nie będzie broszką, a podkładki pod kubki zmienią funkcję z użytecznej na ozdobną :)













wtorek, 6 listopada 2012

Prawie na ukończeniu.

Skrzynia. Chyba przez lata stały w niej ziemniaki albo inne dziwne rzeczy, bo była tak brudna i zakurzona, że szorowałam ją z 10 razy a płukałam z 15. Wysuszona, pomalowana czeka na wykończenie.  O tym następnym razem, jak szyjątka dojadą.







Panna lampka.
Szuka sobie miejsca, bo na razie przytuliła się na stoliku tylko do 'sesji fotograficznej'. Moje pierwsze podejście do elektryki.


poniedziałek, 5 listopada 2012

Pochwała kreatywności.









Popołudniowy bałagan na łóżku, dziecko usmarowane jak nieboskie stworzenie, kocia kropka nad  "i" czyli zległ dokładnie tam, gdzie było centrum wydarzeń. Mnóstwo ścinków, wycinków i papierów kolorowych.  Ostatecznie kot zasiedział nożyczki, a dziecię zabrało aparat. Dobrze, że nie odwrotnie.

Sama pozostaję w klimacie Lykke Li "I follow rivers"...Magia..? Nostalgia..?

sobota, 3 listopada 2012

Zgniła jesień.









Kolorystyka ewidentnie ponura, choć piękna w swej nieprzyjaznej otoczce. Wszystko wskazuje na to, że ciepło to tylko wspomnienie. U mnie pierwsze myśli dotyczące świąt i wyglądu choinki. To znacznie przyjemniejszy od listopadowej zawieruchy.